Egipski rząd aresztował statek na 100 dni i skonfiskował 18 300 kontenerów. Zdarzenie sparaliżowało światową gospodarkę, a firmy, których towary znajdowały się na Ever Given, m.in. IKEA i Lenovo, nie wiedziały co dzieje się z ich produktami. Kiedy je otrzymają, czy nie zostały uszkodzone? Nadawcy mieli nadzieję, że uda im się wcześniej uwolnić ładunki i przeładować na inny statek, a roszczenia będą dotyczyć jedynie kontenerowca. Tak się jednak nie stało. A blokada Kanału Sueskiego to nie jedyne interesujące wydarzenie z kategorii szkody morskie, które miało miejsce w roku 2021.
Blokada Kanału Sueskiego
Negocjacje pomiędzy przedstawicielami właścicieli japońskiego statku Shoei Kisen Kaisha Ltd i jego ubezpieczycielem – UK Club a zarządem kanału przyniosły w końcu pozytywny rezultat. Strony osiągnęły porozumienie i podpisały ugodę w sprawie odszkodowań na kwotę 550 mln dolarów pod warunkiem jednorazowej zapłaty 200 mln dolarów. Suma miała pokryć straty związane z opłatami tranzytowymi i zniszczeniem szlaku wodnego oraz opłacić koszty akcji ratunkowej. Pamiętamy, że początkowa kwota sporu to 916 mln dol. – pisaliśmy o tym bardziej szczegółowo w artykule Czy blokada Kanału Sueskiego „pomoże” ubezpieczeniom?
Nieznane są szczegóły porozumienia i pewnie o większości z nich nigdy się już nie dowiemy. Najważniejsze, że statek został uwolniony i 29.07.2021 r. dopłynął do portu końcowego w Rotterdamie. Nie jest to zapewne koniec sprawy, pozostaną jeszcze inne roszczenia do armatora. Ale Shoei Kisen Kaisha Ltd. ma w temacie wieloletnich sporów ogromne doświadczenie.
W 1992 roku z innego obsługiwanego przez japońskiego armatora kontenerowca, Ever Laurel, wypadło do Pacyfiku niemal 30 tys. zabawek. Przez 15 następnych lat plastikowe kaczki, żaby, żółwie i bobry wyrzucane były na brzeg na całym świecie i zaśmiecały plaże.
Inne morskie szkody w roku 2021
5 kwietnia 2021 r. frachtowiec Eemslift Hendrika podczas sztormu na Morzu Północnym niebezpiecznie przechylił się i groziło mu zatonięcie. Z pokładu ewakuowano członków załogi, statek dryfował na autopilocie, stwarzając niebezpieczeństwo kolizji z innymi jednostkami. Mógł również uderzyć w platformy wiertnicze, które znajdują się niedaleko wybrzeża Norwegii. W pobliże frachtowca wysłano trzy śmigłowce oraz dwa statki, które miały ostrzegać przepływające jednostki.
Eemslift Hendrika przewoził wielkogabarytowe ładunki, m.in. jachty oraz trzy statki do obsługi farm rybnych, dwa małe i jeden większy, 24-metrowy AQS Top. Wartość tego ostatniego to ok. 66 mln koron norweskich (równowartość około 6,5 mln euro).
Przyczyną przechylenia się statku były przewożone pod pokładem stery strumieniowe, których mocowanie nie wytrzymało wysokich, prawie 15-metrowych fal. Napędy przesunęły się i uderzyły w burtę, uszkadzając poszycie statku i doprowadzając do dostania się wody do ładowni, to z kolei stworzyło problemy statecznościowe. Jednostkę zdołano podpiąć do dwóch holowników i przetransportowano do portu w Norwegii.
W tym samym czasie inny statek towarowy – kontenerowiec „Baltic Tern”, w wyniku silnego sztormu (również na Morzu Północnym) stracił pięć kontenerów. Straż przybrzeżna ostrzegała płynące w pobliżu statki o grożącym niebezpieczeństwie i możliwości kolizji z zagubionymi kontenerami. Zlokalizowano trzy z nich. Jeden zawierał „towary suche”, drugi aceton, łatwopalny płyn, używany między innymi w zmywaczu do paznokci. Ostatni z odnalezionych kontenerów był pusty.
Sztorm w rzeczywistości i sztorm w legendach
Z perspektywy nawet najbardziej doświadczonych kapitanów sztorm mrozi krew w żyłach. Ma się wrażenie, że statek przepływając przez kolejne fale spada w przepaść i za chwilę się przewróci. Sztorm to nie tylko silny, porywisty, długotrwały wiatr, przybierający siłę nie mniejszą niż 8° w skali Beauforta. To również ogromne falowanie wody, rzęsisty deszcz, zamglenie, ograniczenie widzialność.
W razie prognozowanego sztormu, mniejsze statki nie opuszczają portu, a te będące na otwartym morzu starają się znaleźć schronienie w porcie lub na osłoniętym kotwicowisku. Jednak nie zawsze jest taka możliwość.
Istnieje legenda opowiadająca o przeklętym statku „Latającym Holendrze”. Kapitan Van der Decken, udający się do Indii Wschodnich opływał Przylądek Dobrej Nadziei i natrafił na sztorm spychający go z powrotem na Atlantyk. Wbrew radom swoich oficerów nie chciał przeczekać burzy i powiedział:
„Nie cofnę się, choćbym miał przez całą wieczność walczyć ze sztormem!”
I tak rozpoczął się jego „wieczny rejs”.
Od tamtego czasu „Latający Holender” jest widywany przy fatalnej pogodzie i widoczności. Stał się synonimem złej wróżby, znakiem sprowadzającym nieszczęście, albo przed nim ostrzegającym.
Czy jest to tylko czysty wymysł, mit, morski folklor? Zapewne tak i choć morskie wilki mocno w nią wierzą, to jednak musimy pamiętać, że sztorm niewiele ma wspólnego z legendami. To realne ryzyko – to siła wyższa, zdarzenie losowe, którego nie jesteśmy w stanie przewidzieć i któremu nie jesteśmy w stanie zapobiec. To siła, która stwarza ogromne zagrożenie dla bezpieczeństwa ludzi, statku jak i ładunku.
Ten kto bagatelizuje ubezpieczenie swojego ładunku na czas transportu, chociażby od nieprzewidzianych zdarzeń losowych – skazuje się na pokrycie nie tylko strat związanych z samym ładunkiem, ale również na pokrycie dodatkowych kosztów związanych m.in. z akcją ratowniczą.
Ubezpieczenie ładunku w transporcie, tzw. „cargo” daje realną możliwość pokrycia straty finansowej w przypadku zdarzenia oraz szkody ładunkowej w transporcie.
I na armatorów nie muszą czyhać legendarne potwory i upiorne jednostki. Ważne są realne zagrożenia, które powodują realne szkody morskie. Na szczęście dla nich istnieją też realne sposoby na ubezpieczenie swojej działalności.